W takiego typu bunkrze najprawdopodobniej ukrywa się Andrzej Sójkowski.
Nagranie z taśm odnalezionych w boliwijskiej dżungli, niedaleko wsi Mojanora
Dzień szósty. Godzina 9.00. Niedawno minąłem wioskę „Mojanora”. Pogoda słoneczna, chociaż zanosi się na deszcz.
Przedzieram się przez nadal niezabetonowaną , dziką boliwijską dżunglę. Wieśniacy, którzy dopiero ode mnie dowiedzieli się, że wojna się skończyła odradzali mi podróż w głąb puszczy i ostrzegali przed dzikimi zwierzętami, wielkimi komarami oraz „szalonymi dziewicami”. Tak nazywają boliwijskie partyzantki, które niedaleko mają swój posterunek.
Nareszcie moim oczom ukazuje się cel podróży - przeciwatomowy bunkier. To w nim ukrywa się największy przeciwnik WRP, Andrzej Sójkowski, a ja mam z nim przeprowadzić wywiad. W co ja się wkopałem?!
Dzwonię do drzwi. Słyszę kroki. Napięcie wzrasta. Drzwi uchylają się, wchodzę. Bunkier zbudowany jest z jednego, ale rozległego pomieszczenia. Na ścianach wiszą różne flagi, mapy, zapiski. Jedynymi meblami w pokoju są stół przy ścianie, jakaś szafka oraz fotel ustawiony na środku, na którym siedzi mężczyzna - Andrzej Sójkowski. Gestem ręki wskazuje mi mały stołek. Siadam. Nie widzę twarzy, jest schowana w cieniu.
- Spodziewałem się pana, panie Bierżyk. Wiem, że chce mi pan zadać kilka pytań na temat ostatnich wydarzeń w polityce. Słucham!
- Dobrze, już pytam. A więc..
- Nie zaczyna się zdania od "a więc"
- Przepraszam... Pierwsze pytanie, co skłoniło pana do założenia partii? Odciski się porobiły od spania na banknotach? Ludziom żyje się lepiej niż kiedykolwiek, więc po co opozycja?
- Partię założył mój dziadek - Alfred Sókowski, a nie ja. Dziadek znał Naczelnika z czasów szkolnych, później wyjechał do Ameryki, tam się dorobił fortuny na produkcji betonu, a jak usłyszał o przewrocie Naczelnika wrócił do ojczyzny. Przeniósł cały swój dobytek, wszystkie fabryki, sklepy, nawet pracownikom pozwolenia na pracę u nas załatwił. No i gospodarka Ameryki się przez to posypała, w końcu 90% przemysłu i 40% usług, można powiedzieć, wyparowało z kraju. Po paru latach pokłócił się z Naczelnikiem, poszło o jakichś żółtków, odszedł z Rady Najwyższej i założył partię. Po jego śmierci ja nią kieruję. Nie jesteśmy pierwsi, przed nami były boliwijki, chińscy buntownicy oraz GRONO, ale tylko my jesteśmy prawdziwymi nacjonalistami. Tylko my walczymy o równe prawa dla wszystkich narodów, a nie tylko dla wybranych.
- Tak, tak szczytne cele, itp. Skąd ta nazwa: Bulwiaści Wyznawcy Księżyca? Przecież jest absurdalna.
- Nikt nie mówi, że dziadek był do końca normalny pod koniec życia.
- Czyli partie też mógł założyć, nie wiedząc do końca co robi?
- Eee... Niczego nie wykluczamy. Wie pan, nazwa musi być chwytliwa, ludzie już tyle widzieli, że nie zainteresują się z pompatyczną nazwą jak: Prosięta i Szczury, to musiało być coś zaskakującego. A i tak mamy prawie zerowe zainteresowanie, musiałem wydać dekret o przyjmowaniu na członków partii zwierzęta parzystokopytne i parzystołape. Rybek nie przyjmujemy, trudno się z nimi dogadać, jakby nie miały głosu.
- Zwierzęta?? To... to niedorzeczne!
- Myli się pan. Ja na przykład zapisałem swojego Syfiego. Pokaże go panu. Syfi, do nogi.
Z pod stołu wybiega lis, siada obok nóg swojego pana i salutuje mu, później grzecznie mi się kłania.
- To mój Syfi, lis. Bardzo posłuszny, nauczyłem go wielu sztuczek. Potrafi już aportować moździerz, szczekać na Mechy i wygłaszać wszystkie moje przemówienia. Na pamięć.
-Zaskakujące.
Jeszcze trochę tu zostanę to zwariuje, a może nawet przystąpię do nich - pomyślałem - nie mogę do tego dopuścić. Ostatnie pytanie i uciekam.
- Swego czasu w pewnych kręgach głośno było o koalicji PBWK i GRONO. Mówiono, że „trafił swój na swego, sami się wykończą”. Jak pan to skomentuje?
- Z Siergiejem współpracuje się doskonale, nasze ugrupowania świetnie się uzupełniają. On działa na wschodzie i zapewnia broń, a my jesteśmy lepsi w dyplomacji i pozyskujemy nowych sojuszników: partyzantki, buntownicy, nowe opozycyjne partie... Dzięki wspólnym działaniom udało nam się objąć władze w Ameryce, może i na krótko, ale skutecznie. Pozostało tam dużo naszych ludzi, są wszędzie: w ważniejszych urzędach, sądach, nawet w kongresie.
- To bardzo interesujące, niestety musimy kończyć. Bardzo dziękuje za wywiad i ...
- Nie, nie to ja bardzo dziękuje, że informacje o PBWK nareszcie trafią do szerszego grona odbiorców. Musimy się za to panu jakoś odwdzięczyć. Sam, na sam z „Wybuchową Samantą”, naszą partyzantką, powinny panu zrekompensować wszystkie niewygody podróż.
-Z Samantą? Chyba chwila zwłoki nie zaszkodzi.
Dalej na nagraniu słychać dzikie krzyki, pojękiwanie i inne straszne odgłosy. MI podejrzewa, że reporter był torturowany.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.8 | oddanych głosów:4)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.