Był pochmurny, szary dzień. Trochę zimno… Ale cóż, trzeba wyjść z huskym na spacer. Gwizdnąłem, zapiąłem obrożę, założyłem smycz i w drogę. Wyszedłem na Promenadę, gdzie wszyscy włóczą się z pupilami między krzaczkami. Ale… nie było nikogo. Za to każda ławka zajęta. Zajęta przez wylegujące się koty. Dachowce, persy, szare, bure, łaciate i trochę czarnych. Leżą rozwalone, napasione, rozleniwione od dobrobytu. Gdzieniegdzie przebiega jakiś kundel… ”Co jest grane?” myślę sobie. „Koci zjazd, czy co? A gdzie ludzie?”
Nagle poczułem, że to mój husky mnie prowadzi, a nie ja jego. Szarpnąłem go, a ten tylko zawarczał groźnie i pociągnął smycz. Zauważyłem wolną ławkę i pomyślałem, że nie będę zganiał kotów, a były ich setki, tylko przysiądę tutaj. Kiedy zbliżyłem się do niej, na oparciu zauważyłem wydrapany napis: „Tylko dla kotów”.
Stanąłem jak wryty, zakląłem siarczyście i wtedy usłyszałem głos: „Husky, zajmij się swoim dwunożnym, niech przestanie kląć, kocięta słuchają” Otworzyłem usta ze zdumienia. Szarobury, wypasiony kocur, wielkości żbika, w hełmie z Gwiezdnych Wojen, gadał ludzkim głosem!
- Przepraszam Hetmanie, mój Dwunożny jest trochę niewychowany, ale proszę nie wzywać czarnej wołgi, zajmę się nim – to był głos mojego husky’ego! Spoglądałem to na niego, to na kocura-hetmana… No co się tak gapisz, Dwunożny? Kota nie widziałeś? Zupełny brak wychowania… Husky, masz coś zrobić z tym swoim kretynem. A jak napaskudzi, to masz pozbierać do torebki. Znasz przepisy.
Husky szarpnął mnie i szybkimi susami pognał do przodu. Nie mogłem uwolnić się ze smyczy i pognałem za nim. Właśnie skończyła się aleja i mój husky raptownie skręcił. Ja nie wyrobiłem i rozpłaszczyłem się na masce czarnej wołgi. Jednej, jedynej, jaka była w okolicy. Nagle klapa bagażnika się uniosła, otwierając przepastne wnętrze. Spojrzałem na kierowcę. Wielki, obśliniony buldog, w czapce jak kozak, pokazywał kły, a w oczach miał śmierć.
Pomyślałem: „Ja nie chcę! Ja jestem wzorowym obywatelem, spełniającym wszystkie życzenia Naczelnika!”… Przerażony pobiegłem za huskym. Kiedy go dogoniłem, odwrócił się do mnie i rzekł:
- Jak będziesz mi robił tyle wstydu przy Kotach, to skończą się spacerki! I do kuwety będziesz tylko chodził! Chcesz, żeby nas razem przewieźli czarną wołgą?! Jak nie dostaniesz żreć przez dwa dni, to spokorniejesz - I znowu szarpnął mnie w kierunku domu.
Pobiegł inną aleją, żeby nie wracać obok Kota-Hetmana. Ale i tam pełno było zwierzaków. Najwięcej przy fontannie. „Oho, pewnie jakaś pikieta” - pomyślałem. Kiedy podeszliśmy bliżej, urodziwa suczka odezwała się z radością:
- O, czeeee Husky! Dobrze, ze jesteś. Mamy tutaj OSO i nawet cała Redakcja jest.
Spojrzałem na murek… Faktycznie, cały szpaler Brytanów i każdy ma coś do gadania, a najwięcej ten krótko obcięty, ciemnego umaszczenia, przysadzisty owczarek w półgolfie. Od razu było widać, ze trzęsie całym zwierzyńcem i ciągle nawijał o jakiś artach. Obok niego dostojna Kocica, która zachowywała się tak, jakby chciała wszystkich wziąć pod swoje łapy i ogrzać futerkiem. Przemowy, przechwałki, podlizywania, a wszystko zakrapiane dużą ilością mleka w puszkach, z pianką i nieco sfermentowanego. Kocica spojrzała groźnie na mnie, potem na husky’ego - Co tu robi ten Dwunożny? Trzymaj go Husky, żeby nam mleka nie rozlał… A w ogóle, to mógłbyś go wyczesać czasami, bo cuchnie!
Mój husky zawstydził się i żeby wyjść jakoś z tego z mordą, powiedział: Zaprowadzę Dwunożnego do domu, wezmę kilka paków whyskacza i zaraz wracam.
Szarpnął mnie za sobą. Zdążyłem zobaczyć, jak Dostojna Kocica patrzyła na mnie zdegustowanym wzrokiem, pełnym wyższości i pogardy. Husky ciągnął mnie coraz szybciej i szybciej. Zaczynałem tracić dech. Jeszcze chwila, a wyrżnę jak długi i przywitam się z betonem… Nagle noga zahaczyła o nogę i… widzę, jak beton jest coraz bliżej nosa…
Zerwałem się przerażony. Otworzyłem szeroko oczy zlany potem i nagle… ulga. Zobaczyłem nad łóżkiem portret JNP Naczelnika, a husky leżał przy łóżku i pochrapywał…
„A więc to był tylko sen... sen o Kociej Rzeczypospolitej” pomyślałem… Dżisis…
Polub to:
Podziel się:
Ten felieton opisuje wyłącznie subiektywny punkt widzenia jego autora.
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.